Z tyłu głowy wciąż tłucze Ci się natrętna jak mucha myśl – wdrożyć newsletter, budować listę subskrybentów, zacząć pisać e-maile do klientów. Odwlekasz tę decyzję, choć wiesz, że to Cię nie ominie. Co takiego Cię wstrzymuje? Na jakie blokady trafiasz? Zakładam, że dopadła Cię przynajmniej jedna z poniższych najpopularniejszych obaw.
Obawa nr 1 – Nie ogarniam technicznie
Mam dla Ciebie zagadkę. Dziecko w wieku 3 lat nie umie jeździć na rowerku, ale w 6. roku życia to samo dziecko potrafi się na nim bez problemu poruszać. Nastolatek sam nie ugotuje zupy pomidorowej – ten sam chłopiec po roku częstuje pomidorówką zachwyconą dziewczynę. Starsza pani dostaje na urodziny smartfon, ale nie radzi sobie z jego obsługą. Po miesiącu swobodnie pisze SMS-y, dzwoni do wnuczki, a nawet nagrywa story na Instagramie. Co łączy wspomniane osoby?
Bingo! Masz rację.
Wszystkie osoby – niezależnie od wieku – żeby posiąść daną umiejętność, musiały się jej nauczyć.
Musiały?
A może raczej chciały?
Kilkulatek chciał jeździć jak starszy brat, nastolatek chciał zaimponować dziewczynie, starsza pani chciała być na bieżąco z nowinkami.
Rzeczywiście, jeśli słabo czegoś chcesz, to nie szukasz wszelkich sposobów na to, żeby to osiągnąć.
Najpierw więc znajdź w sobie silne przekonanie, że chcesz i potrzebujesz wdrożyć newsletter. Potem zacznij się uczyć: szukaj materiałów na ten temat (nieskromnie powiem, że obserwowanie mnie na Instagramie zapełni w dużej mierze ten obszar Twoich potrzeb) i testuj. Ryzyko potknięć jest wpisane w każdą drogę do nowej umiejętności. Na dodatek błędy są bardzo potrzebne, choć nikt ich nie lubi, bo powodują dyskomfort. Traktuj te potknięcia jak cenne informacje, które mówią, co należy poprawić.
Co możesz zrobić w ramach nauki i testowania?
- Wypróbuj którąś z platform do tworzenia newsletterów – zwykle masz do dyspozycji bezpłatny okres lub limit subskrybentów.
- Ćwicz pisanie „na sucho” – do siebie samej, do rodziny, do przyjaciół. Poproś ich o informacje zwrotne.
- Zawsze wysyłaj e-mail testowy i czytaj go dokładnie – wyłapiesz zakradające się chochliki, np. źle wpisaną datę akcji, niedziałający link, żenującą literówkę. Przy czym miej na uwadze, że każda z tych rzeczy się przydarza. Nawet wymiataczom newsletterowym.
- Obserwuj innych, jak to robią. Zapisz się do newslettera osób z branży podobnej do Twojej. Pamiętaj, że zwykle czytasz coś już wypracowanego. Ten ktoś też kiedyś zaczynał i pewnie zaliczył mnóstwo potknięć. Jedynie dlatego, że wstał i dalej ćwiczył, Ty czytasz teraz jego treści.
Wniosek z obawy nr 1
Umiejętność to coś, z czym się człowiek nie rodzi, tylko się tego uczy.
Obawa nr 2 – Mam za małą społeczność
Ten mit powstał chyba tylko po to, żeby nas zniechęcać i dobijać. Jakiś zazdrosny influencer na pewno rozpuścił tę pogłoskę i trafił na żyzną glebę niskiego poczucia wartości wszystkich początkujących.
Wiadomo, że dobre samopoczucie rośnie z każdym serduszkiem, lajkiem czy udostępnieniem, ale pamiętaj, że to jest TAM – na Facebooku, na Instagramie, na Tik Toku, czy co tam jeszcze przyszłość nam przyniesie. I choć znaczna część Twoich odbiorców zazębia się w social mediach, to nie znaczy, że wszyscy są wszędzie. Niektórzy z założenia (ideologicznie) nie zakładają konta w popularnych miejscach sieci.
Stwórz kolejną przestrzeń, swoje TU. Dywersyfikuj treści, niezależnie od tego, co się dzieje na Twoich kontach. I przy tym podkreślam ważną rzecz – akurat to miejsce:
Twoja lista mailingowa jest tylko Twoja. Kompletnie niezależna od algorytmów i jakichkolwiek fochów Facebooka czy aktualizacji Instagrama, które niekiedy miażdżą wszelkie osiągnięcia. Lista subskrybentów zależy wyłącznie od Twojego władania.
Media społecznościowe potraktuj jak publiczne miejsce spotkań towarzyskich, a Twój newsletter niech będzie spotkaniem we własnym gronie. Czy własne grono może być za małe?
Wniosek z obawy nr 2
Nie oglądaj się na social media. Traktuj je jako coś dodatkowego. Twórz newsletter z szacunkiem dla każdej osoby, choćby na początku tylko dla jednej.
Obawa nr 3 – Tego nikt nie będzie czytał
Masz dobrze opracowaną strategię i ścieżki dla klienta? Spina się to w zgrabną całość? Chcesz przekazać coś ważnego? Jeżeli wiesz, jakie treści powinny znaleźć się w Twoim newsletterze, samo pisanie to mur lub murek do pokonania.
Czasem jest tak mały, że wystarczy go lekko przeskoczyć: poćwiczyć, podglądnąć kogoś, zainspirować się, sięgnąć pamięcią do wypracowań szkolnych.
Gdy bariera przybiera postać warownego muru otoczonego fosą i na samą myśl o jego sforsowaniu uginają się pod Tobą kolana, skorzystaj z pomocy w zależności od poziomu Twojej frustracji:
- Pisanie to kompletnie nie Twoja bajka? Wezwij na pomoc copywritera: konsultujesz z nim, co chcesz mieć w newsletterze, a ten ujmuje to w sensowne zdania.
- Piszesz, bo chcesz i lubisz, ale poziom składniowy i gramatyczny nie powala? Prześlij tekst do korektora – ponaprawia, co trzeba (wykona redakcję lub tylko korektę); wygładzi, zmieni dobre w lepsze.
I jeszcze jedno – daj odbiorcom, sobie i swojemu newsletterowi czas. Bo subskrybenci muszą się przekonać:
- czy Ty tak na serio do nich piszesz;
- czy to nie chwilowa akcja lub kaprys;
- czy tylko raz było ciekawie, a potem leci byle co.
Takich „czy” można dużo wymienić. Ważne, żebyś nie liczyła na to, że od już, od pierwszego e-maila zdobędziesz popularność. To tak nie działa. Trzeba się uzbroić w cierpliwość.
Wniosek z obawy nr 2
Pisz sama lub zatrudnij pomoc. Najważniejsze jest to, co chcesz przekazać. Opakowanie tej treści to tylko mur, który da się przeskoczyć.
Już nie odwlekaj
Kiedy boisz się ciemności, włączasz latarkę. Gdy masz pietra przed borowaniem zęba, prosisz o znieczulenie. Obawiając się podejrzanych zaułków, kupujesz gaz pieprzowy i ćwiczysz karate. Codziennie musimy walczyć z jakimiś potworkami strachu. Najważniejsze, żebyś uwierzyła w siebie i wiedziała, jak dobrać broń, zamiast myśleć o ucieczce. Nie ma co odwlekać – po prostu bierz się za wdrażanie newslettera, dzielnie rozprawiając się z obawami.
0 komentarzy